Premia de Mar – Tarragona
18-19 kwiecień
No to ruszyliśmy do kolejnego etapu.
Start przed 8 godz.
Piękna słoneczna pogoda. Korzystny wiaterek ok. 2B pcha łódkę z prędkością 3 węzłów .
Na wysokości Barcelony brak wiatru ,godzinna jazda na silniku.
I znowu dmuchnęło .
Płynę blisko brzegu.
Mijam barcelońskie lotnisko, Castelldefels, Garaf, Sitges, to miejscowości które znam i w których już byłem ,tyle że od strony lądu.
Koło 18 wpływam do portu Vilanova i la Geltru.
W marinie dowiaduję się że postój to 27 E , ładnie podziękowałem i próbuję gdzieś na dziko .Znalazłem fajne miejsce, ale ich {tych z mariny}nie doceniłem.
Zjawia się policja i na początku ostro i stanowczo że natychmiast i ze będzie żle. Ale po „przeszkoleniu ‘’pewnego człowieka który już tu dłużej pływa, wiem jak rozmawiać.
TO DZIAŁA !!!!!
Skruszony wracam do mariny i w nagrodę przydzielają mi najgorsze miejsce.
To nic tylko jedna noc.
Miasteczko z tego co wiem nie ciekawe , nawet nie wychodzę potwierdzić.
Kolejny dzień .
Pochmurno i nie wieje.
Wychodzę o 9 godzinie.
Dwie godziny na silniku , z niezłą falą z rufy dają mi się nieżle w znaki.
Ale potem nieżle się rozwiewa i na samym foku z wiatrem z rufy płynę 4-5 węzłów , fajnie tylko ta fala .
Na łódce niezły kipisz.
Ok. 15 jestem w Tarragonie.
Fajna marina -20 E za noc ,tylko beznadziejny internet.