W kierunku Barcelony 14-25 październik 2010
Piękna pogoda w południe opuszczam Port Roses
Spokojna żegluga wzdłuż wybrzeża Costa Brava i ok. 18 godz wpływam do L”Estartit.
Ładny port ,ładne miasteczko. Płacę 23E .do póżna włóczę się po miasteczku.
Rano tj.ok 9godz ruszam dalej.
Brak wiatru ,na silniku. Jak tylko wypływam z zatoki dostaję falę ,ale jaką .Mam ją z rufy.Od razu w łódce wszystko fruwa{wydawało mi się że wszystko zaształowałem}.Kładę się z burty na burtę .W co ja się władowałem ,ze strachu od czasu do czasu ląduję tyłkiem w kokpicie. Z naprzeciwka idzie jakaś duża motorówka policyjna czy jakaś w tym rodzaju .Idzie pod fale, dziób bez przerwy w wodzie, pióropusze i kaskady wody całkowicie ja zasłaniają . Wyrażnie zmienia kurs i przechodzi obok mnie w odległości 2 kabli. Ciekawe co oni myślą , pewnie że ci Polacy to jednak dzielni żeglarze, albo co ten głupek tu robi. Pocieszam się że za ok. 10 mil zmieniam kurs i schowam się za półwysep który mnie osłoni. I tak przez 2,5 godziny ,4,5 węzła i co któraś większa fala 6,5 węzła z fali. Mam wrażenie że jeszcze trochę i na tym bocznym przechyle dotknę masztem wodę .
No w końcu przylądek za który się chowam, fala natychmiast mniejsza. Włączyłem auto pilota i czas na oddech. W środku łódki istne pobojowisko ze straciłem ostatnie kieliszki to rozumiem, ale jak trzy książki znalazły się w forpiku tego już nie.
Ok. 16 godz wszystko się uspakaja .prawie brak fali ,korzystny wiaterek przyjemne płynięcie. Po 20 godz po przepłynięciu 37 mil wpływam do Blanes.
Jestem padnięty .Nie sprzątam tylko kolacja i spać.
No i w nocy za lenistwo zostałem ukarany. W wstając {wiadomo po co w nocy wstaje pięćdziesięciolatek}stanąłem stopą na szklane resztki mojego ulubionego kieliszka .Ale ja mam tej krwi. Po pół godziny sytuacja opanowana –chyba przeżyję ale jutro pewnie nie będę mógł chodzić . Z tego powodu następnego powodu następnego dnia wstaję o 10 godz. mnie O dziwo nawet mnie nie boli i nieżle kuśtykam .Zawsze twierdziłem że Gin ma cudowne właściwości lecznicze i dezynfekcyjne.
W południe wypływam .Cel to El Balis, marina polecana z racji niskich kosztów przez Kristiana żeglarza poznanego w Paryżu. To tylko 14 mil. Pogoda i płynięcie super za Blanes koniec skał i zaczynają się piaszczyste plaże {daleko im do plaży w Brzeżnie ale wolę te, tu ciepło}.
Marina fajna ,rzeczywiście tania ,tylko 10E dziennie{Pamiętajcie że ta cena to cena poza sezonem}.
Postanawiam zostać tu na zimę , Rozglądam się po okolicy, Fajnie i Lidl blisko i fajne górki i warunki super.
Mam kolejnych gości z Polski. Odwiedza mnie Beata i Jarek z „AGAZU”.
Przyjeżdżają ze swoją córką Zuzią , przepraszam z Panną Zuzanną która tu w Hiszpanii studiuje.
Spędzamy kilka fajnych godzin ,nawet udaje nam się na godzinkę wyskoczyć z portu i popływać. Niestety musza szybko wracać bo następnego dnia rano odlatują do Polski. Umawiamy się na spotkanie już w Polsce.
Jarek trzymam za słowo że razem.
Robię rekonesans po okolicznych portach. Tam gdzie bym chciał nie ma miejsc .Znajduję jedną ciekawą marinę , oddaloną o 8 mil .Postanawiam się przenieść
25 pażdziernika przenoszę się do mariny w Premia de Mar